Pod drodze do Meridy odwiedzamy jeszcze Izamal – żółte miasteczko.
Niesamowicie wyglądają zarówno klasztor św. Antoniego jak i inne zabudowania. Wszystko jest żółte – przepięknie to wygląda, zobaczcie sami:
Idziemy tu na obiad do bardzo uroczej knajpki.
Z Izamal mamy już niedaleko do Meridy, gdzie wypada nasz kolejny nocleg. Znalazłem mały butikowy hotelik niedaleko centrum. Dzielnica może szemrana ale miejsce jest przecudne.
Właściciel zapewnia, że dookoła jest bardzo bezpiecznie i mogę spokojnie z rodziną spacerkiem udać się do centrum. Merida tez jest niesamowicie klimatyczna, najpierw oglądamy okazałe domy dawnych hiszpańskich osadników przy Paseo de Montejo a potem zabytkowe centrum:
Dzieci jeszcze nie odzyskały w pełni sił żołądkowych więc dla pewności my żoną raczymy kolejną margeritą dla zdrowotności i dzięki temu próbuję lokalnego ulicznego przysmaku – marquesity, z którego słynie Merida. To naleśnik z ciasta takiego jak na wafelki lodów wypełniony tartym żółtym serem lokalnym i polany polewą czekoladową!
Ale mikst! Smakuje …. eee oryginalnie ? (jestem na szczęście po jednej margericie i przed następną więc nic mi nie będzie ? ) Zwiedzamy jeszcze katedrę i wracamy do naszego przytulnego hoteliku posiedzieć nad basenem….
c.d.n.Nasz hotel serwuje nam pyszne śniadanko, bardzo ładnie podane. Obsługa się stara chociaż (jak wszyscy tutaj) nie mówią ni w ząb po angielsku.
Wyjeżdżamy z Meridy, przedmieścia są parterowe i ładnie pomalowane
Jedziemy na południe, to będzie długi dzień. Mamy dojechać aż do Mahahual a to prawie 450km, po drodze cenoty i ruiny Uxmal. Zaczynamy od cenoty Kankirixche, jest blisko Meridy po trasie do Uxmal. Prowadzi do niej droga gruntowa.
Sama cenota jest „dzika” ale przez to bardzo klimatyczna:
Jak widać tłumów nie ma, pluskamy się do woli
Dojeżdżamy do Uxmal. To jedno z najlepiej zachowanych miast Majów na Jukatanie. Zamieszkane było już ponad 1000 lat temu i opuszczone w XV wieku. Wita nas na początek wielka piramida schodkowa ze świątynią czarownika na szczycie.
Uxmal zwiedza się bardzo wygodnie bo wyznaczona jest trasa w jednym kierunku, dobrze oznaczona strzałkami
Wszędzie witają nas iguany naprawdę dużych rozmiarów.
Piękne zabytki sztuki zdobniczej Majów
Tak zwany łuk majański
Kolejne boisko do gry w pelota
Pałac gubernatora
Przed nim słynna figurka podwójnego jaguara, która tworzy tron
Naprawdę bardzo ładne miejsce, dzieciaki chętnie łażą i zaglądają w każdy kąt.
Zbieramy się na długi przejazd. Jedziemy zwykłymi drogami mijając małe miejscowości. Po drodze lokalny folklor
Można zobaczyć jak mieszkają zwykli mieszkańcy Meksyku i co jadają (w sklepikach królują chipsy, słodkie napoje i ciastka)
Piękna dzwonnica na kościele w Oxkutzcab po drodze
W końcu na 18.30 dojeżdżamy do Mahahual.
W porównaniu z planem z google mapy przyjechaliśmy prawie pół godziny szybciej. Na drogach pustki. Mieliśmy jedną kontrolę policji ale policjant zajrzał, stwierdził „familia” i puścił nas dalej.
Mahahual południowe to takie małe senne miasteczko nad morzem, gdzie wypoczywają backpackersi oraz miejscowi. Co jakiś czas przypływa tutaj wielki statek wycieczkowy, wysypują się z niego międzynarodowi turyści ale mają swoją strefę na północy miejscowości. Południowa część Mahahual to spokojna oaza hotelików, knajpek i wspaniałej plaży bez tłoku.
W Mahahual zapragnęliśmy trochę luksusu. Znalazłem hotel w pierwszej linii od plaży z penthousem na dachu! Cudowne miejsce, dzieciaki śpią piętro niżej a my w tym penthousie. Wygląda to tak
Zazdroszczę pokazu na murach... Akurat tego dnia, gdy chciałem go obejrzeć, został odwołany
:( (IV. 2021).Choć nadrobiłem to z nawiązką w Campeche, gdzie pokaz jest rewelacyjny.
tropikey napisał:Zazdroszczę pokazu na murach... Akurat tego dnia, gdy chciałem go obejrzeć, został odwołany
:( (IV. 2021).Choć nadrobiłem to z nawiązką w Campeche, gdzie pokaz jest rewelacyjny.Wiedziałem, że ten pokaz tam będzie dokładnie dzięki Twojej relacji (Tetrycy...) tak więc dzięki!
hiszpan napisał:Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego…Jak to? Ty ze swoim nickiem nie mówisz "oj" tylko "2day"?
pabien napisał:hiszpan napisał:Pan pogranicznik coś tam klika, pyta kiedy wracam – odpowiadam „today”. Okay – i zgrabnie kasuje wizę meksykańską w pierwszym z brzegu paszporcie - mojej żony. Zaraz – krzyczę – ale my za chwilę wracamy! Jak to przecież Pan powiedział „two days” no i tak wygląda ich znajomość angielskiego…Jak to? Ty ze swoim nickiem nie mówisz "oj" tylko "2day"?Bo zagadał w miarę płynnie po angielsku i zbił mnie z tropu....
Quote:Oczywiście urzędnik musi sprawdzić nasze szczepienia, wyniki testów antygenowych i na koniec wizy i EstęW jaki sposób nasze europejskie certyfikaty były sprawdzane? Skanowany był kod czy tylko rzucenie okiem na wydrukowany certyfikat?Mam pewien problem ze zrozumieniem tego wszystkiego. Europejski QR kod jest ważny tylko w europie i kilku krajach podpiętych pod europejski system z tego co czytam na stronie komisji europejskiej. Quote:These rules apply only to the vaccination certificates used for the purpose of travel in the EU.Quote:EU Digital Covid Certificate will facilitate safe and free movement of EU citizens during the COVID-19 pandemic within the EU area.Jeśli ważność kodu się skończy to wychodzi na to, że tylko w europie. Inne kraje nie podpięte pod system nie mają na 99% możliwości zeskanowania kodu, a tym samym sprawdzenia ważności(swoją drogą, to wygląda jak subskrybcja na podróżowanie, 270 dni i koniec) Dlatego zastanawiam się i w sumie to nikt nie może mi pomóc, linie lotnicze nie udzielają takich informacji;wysyłają formułkę kopiuj-wklej typu linie lotnicze nie zajmują się restrykcjami w podróżowaniu na pytanie jak wygląda sprawdzanie certyfikatu w przypadku wyjazdu poza europę z certyfikatem ktory stracił ważność.Restrykcje do USA to tylko dwie dawki, nie ma żadnej mowy o jakiejś ważności kodu.
hehe1234 napisał:W jaki sposób nasze europejskie certyfikaty były sprawdzane? Skanowany był kod czy tylko rzucenie okiem na wydrukowany certyfikat?Normalnie facet przy okienku przeglądał polskie wydrukowane certyfikaty ale patrzył chyba raczej czy nazwisko się zgadza, żadnego skanowania.Wiedziałem, że jest to wymagane w podróży do USA i miałem wydrukowane (byłem 2 razy w tym roku). Oprócz tego oczywiście test (może być najtańszy) zrobiony dzień przed wylotem i wiza/esta.
Pod drodze do Meridy odwiedzamy jeszcze Izamal – żółte miasteczko.
Niesamowicie wyglądają zarówno klasztor św. Antoniego jak i inne zabudowania. Wszystko jest żółte – przepięknie to wygląda, zobaczcie sami:
Idziemy tu na obiad do bardzo uroczej knajpki.
Z Izamal mamy już niedaleko do Meridy, gdzie wypada nasz kolejny nocleg. Znalazłem mały butikowy hotelik niedaleko centrum. Dzielnica może szemrana ale miejsce jest przecudne.
Właściciel zapewnia, że dookoła jest bardzo bezpiecznie i mogę spokojnie z rodziną spacerkiem udać się do centrum.
Merida tez jest niesamowicie klimatyczna, najpierw oglądamy okazałe domy dawnych hiszpańskich osadników przy Paseo de Montejo a potem zabytkowe centrum:
Dzieci jeszcze nie odzyskały w pełni sił żołądkowych więc dla pewności my żoną raczymy kolejną margeritą dla zdrowotności i dzięki temu próbuję lokalnego ulicznego przysmaku – marquesity, z którego słynie Merida. To naleśnik z ciasta takiego jak na wafelki lodów wypełniony tartym żółtym serem lokalnym i polany polewą czekoladową!
Ale mikst! Smakuje …. eee oryginalnie ? (jestem na szczęście po jednej margericie i przed następną więc nic mi nie będzie ? )
Zwiedzamy jeszcze katedrę i wracamy do naszego przytulnego hoteliku posiedzieć nad basenem….
c.d.n.Nasz hotel serwuje nam pyszne śniadanko, bardzo ładnie podane. Obsługa się stara chociaż (jak wszyscy tutaj) nie mówią ni w ząb po angielsku.
Wyjeżdżamy z Meridy, przedmieścia są parterowe i ładnie pomalowane
Jedziemy na południe, to będzie długi dzień. Mamy dojechać aż do Mahahual a to prawie 450km, po drodze cenoty i ruiny Uxmal.
Zaczynamy od cenoty Kankirixche, jest blisko Meridy po trasie do Uxmal. Prowadzi do niej droga gruntowa.
Sama cenota jest „dzika” ale przez to bardzo klimatyczna:
Jak widać tłumów nie ma, pluskamy się do woli
Dojeżdżamy do Uxmal. To jedno z najlepiej zachowanych miast Majów na Jukatanie. Zamieszkane było już ponad 1000 lat temu i opuszczone w XV wieku.
Wita nas na początek wielka piramida schodkowa ze świątynią czarownika na szczycie.
Uxmal zwiedza się bardzo wygodnie bo wyznaczona jest trasa w jednym kierunku, dobrze oznaczona strzałkami
Wszędzie witają nas iguany naprawdę dużych rozmiarów.
Piękne zabytki sztuki zdobniczej Majów
Tak zwany łuk majański
Kolejne boisko do gry w pelota
Pałac gubernatora
Przed nim słynna figurka podwójnego jaguara, która tworzy tron
Naprawdę bardzo ładne miejsce, dzieciaki chętnie łażą i zaglądają w każdy kąt.
Zbieramy się na długi przejazd. Jedziemy zwykłymi drogami mijając małe miejscowości. Po drodze lokalny folklor
Można zobaczyć jak mieszkają zwykli mieszkańcy Meksyku i co jadają (w sklepikach królują chipsy, słodkie napoje i ciastka)
Piękna dzwonnica na kościele w Oxkutzcab po drodze
W końcu na 18.30 dojeżdżamy do Mahahual.
W porównaniu z planem z google mapy przyjechaliśmy prawie pół godziny szybciej. Na drogach pustki. Mieliśmy jedną kontrolę policji ale policjant zajrzał, stwierdził „familia” i puścił nas dalej.
Mahahual południowe to takie małe senne miasteczko nad morzem, gdzie wypoczywają backpackersi oraz miejscowi. Co jakiś czas przypływa tutaj wielki statek wycieczkowy, wysypują się z niego międzynarodowi turyści ale mają swoją strefę na północy miejscowości. Południowa część Mahahual to spokojna oaza hotelików, knajpek i wspaniałej plaży bez tłoku.
W Mahahual zapragnęliśmy trochę luksusu. Znalazłem hotel w pierwszej linii od plaży z penthousem na dachu! Cudowne miejsce, dzieciaki śpią piętro niżej a my w tym penthousie. Wygląda to tak
A taki mamy widok z łóżka....